środa, 12 grudnia 2012

Miles Davis live in Montreal 1985

W ramach odskoczni od rockowych klimatów napiszę krótko na temat jazzowego koncerciku Milesa Daviesa Live in Montreal 1985. Na moją półkę trafił on w wersji DVD z 2005 roku. Wydanie nie zachwyca, brak jakichkolwiek materiałów dodatkowych. Jakość dźwięku i obrazu nie jest najwyższych lotów ale i nie odrzuca.

Występ jest stosunkowo krótki bo trwa niecałą godzinę. Zespół prezentuje nam sześć utworów. Dwa z nich to jazzowe covery rockowych nagrań. Mamy Human Nature Michaela Jacksona, oraz Time After Time Cyndi Lauper. Oba wydane przez Milesa na płycie You Are Under Arrest z września 1985 roku. Z tego samego albumu pochodzi utwór otwierający koncert: One phone call. Grane są jeszcze Code M.D. i Jean Pierre.

Miles zawsze dobierał sobie wspaniałych muzyków. W przypadku Live in Montreal jest podobnie. Słyszymy świetną grę gitarzysty Johna Scofielda. Jest to jeden z ostatnich występów Johna z Milesem, gitarzysta niedługo później odchodzi z zespołu i zaczyna nagrywać swoje solowe płyty (które zresztą są świetne). W zespole wyróżnia się także niesamowita gra basisty Daryla Jonesa, który wkrótce nagra ze Stingiem fantastyczne Bring On The Night. Na bębnach Vince Wilburn, siostrzeniec Milesa. Sam Davies nie jest już w wysokiej formie co zresztą bardzo dobrze słychać. Jego zadęcie jest słabe, co jakiś czas zdarza mu się zafałszować. Solówek gra raczej mało w czym dobrze wyręcza go na sopranie saksofonista Robert Berg.

Podsumowując: Miles to legenda jazzu i w jego dorobku znajduje się wiele lepszych koncertów do których można sięgnąć, by wymienić tu choćby tylko My funny Valentine. Mimo słabej gry lidera na Live in Montreal pozostali muzycy grają na wysokim poziomie. Koncertu warto posłuchać choćby dla samego wykonania Time After Time. Moja ocena to 7/10 przez wzgląd na mistrza! R.I.P Miles! M.P.

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście Joe, jeden ze słabszych koncertów Milesa jakie w ostatnim czasie miałem okazję przesłuchać, jednak musimy pamiętać, że na Milesie odbijały się co jakiś czas widma przeszłości. Problemy zdrowotne związane z narkotykami, uzależnieniem od alkoholu, depresją oraz długą przerwą w graniu powodowały, że miewał gorsze i lepsze dni - koncert w Montrealu wypadł w tym gorszym. Niezależnie od tego to w dalszym ciągu Miles Davis. R.I.P Miles!

    OdpowiedzUsuń