wtorek, 28 maja 2013

The Doors Live At The Bowl 1968


Do napisania recenzji tego koncertu Doorsów zabierałem się już od dłuższego czasu. Ostatecznie zmobilizowała mnie niedawna śmierć Raya Manzarka (20 maj 2013). Materiał na Live At The Bowl został zarejestrowany podczas występu zespołu w Los Angeles 5 lipca 1968 roku. Wydawnictwo po raz pierwszy  ujrzało światło dzienne dopiero w dwadzieścia lat później, a dokładnie w 1987. Elektra zremasterowała album w formacie CD audio w roku 2012 i w tej właśnie wersji trafił on w moje ręce. Przyjrzyjmy się więc bliżej jak wygląda to cudo.

Tym razem dostaliśmy całkiem ładne wydanie w składanym, podwójnym digipacku. Dodatkowo mamy booklecik kolekcjonerski zawierający kilka fotografii z występu, a także jego skrócony opis w języku angielskim. Są też wypowiedzi członków zespołu na temat tamtego pamiętnego dnia. Całość od strony wizualnej prezentuje się ładnie i pod tym względem nie można nic zarzucić wydawcom (z wyjątkiem tego, że zrezygnowali całkiem z wydania wersji w tradycyjnym jewel case co może, jak przypuszczam, nie spodobać się niektórym fanom) Jakość dźwięku jest dość dobra. Jak na nagranie z roku 1968 jego brzmienie jest bardzo selektywne. Jak widać technicznie wszystko wygląda w porządku, zobaczmy więc co krążek oferuje nam od strony muzycznej.  

Dla formalności wypada napisać, że The Doors tworzyli: Jim Morrison – wokal, Ray Manzarek - klawisze, Robby Krieger – gitara, John Densmore – perkusja. W tym miejscu dodam jeszcze, że linię basu w miejsce gitary basowej odtwarzał na klawiszach Ray Manzarek, wypracowując tym samym własny a zarazem wyjątkowy styl gry(na ostatnich płytach zespołu zagrał już basista co nieco zmieniło ich brzmienie).

Tego lipcowego wieczoru zespół rozpoczyna od When the Music’s Over(Strange Days). Potężny wrzask Morrisona przechodzi w spokojny wokal i utwór zaczyna płynąć powoli. Dalej słyszymy kołyszący nas rytm wspaniałego Alabama Song(The Doors) przy którym zawsze nachodzi mnie ochota na drinka. W Back Door Man(The Doors) ciekawe partie solowe gra Robby Krieger. Bardzo przyjemny dla ucha jest kolejny numer Hello, I Love You(Waiting for the Sun). Następny w kolejności grają utwór który Jim zaśpiewał niegdyś Rayowi Manzarkowi na plaży, po czym zdecydowali się założyć wspólnie zespół rockowy. Mowa tu oczywiście o morrisonowskim Moonlight Drive umieszczonym dopiero na drugiej z kolei płycie Strange Days. W krótkim ale psychodelicznym Horse Latitudes swoje umiejętności perkusyjne prezentuje Densmore, zaś następne Spanish Caravan(Waiting for the Sun) instrumentalnie prowadzone jest  przez Manzarka. Następuje moment ciszy po którym Morrison krzyczy na cały głos Wake up! Rozpoczyna się ostatni etap koncertu, dostajemy dwa wielkie hity z pierwszej płyty The Doors. Jako pierwsze  mocno improwizowane Light My Fire, zawierające po części wokalnej kolejno popisy solowe Manzarka i Kriegera. Na zakończenie oczywiście długie The End zawierające legendarną już frazę mówioną Jima...

Dobór utworów bardzo ciekawy, aczkolwiek brakuje mi zdecydowanie kilku pozycji. Przede wszystkim głównym nieobecnym jest Break on Through(The Doors). W miejsce na przykład takiego Spanish Caravan chętnie usłyszałbym wyśmienity numer Love Me Two Times(Strange Days), którego także niestety zabrakło. Można uznać że marudzę ale gdyby pojawiło się też People Are Strange(Strange Days)...byłoby fajnie. W sumie cały występ Live At The Bowl 1968 i tak trzyma niesamowity, niepowtarzalny klimat w dużej mierze za sprawą wokalisty. Zarazem stoi na bardzo wysokim poziomie instrumentalnym. Pozycja absolutnie obowiązkowa dla fanów Doorsów ale i nie tylko. Zdecydowanie polecam! R.I.P. Jim, R.I.P. Ray. Ostatecznie ocenie 9/10. M.P.