Wczoraj to jest 23 czerwca 2015 roku byłem z żoną na koncercie Toto we wrocławskiej hali ,,Orbita”. Obiekt całkiem ładny, może pomieścić w granicach 5 tysięcy widzów. Gdy przybyliśmy na miejsce około godziny 19 30 pod głównym wejściem zebrał się już mały tłum i można było wyczuć atmosferę lekkiego napięcia. Koncert planowo miał zacząć się o godzinie 20 00 więc każdy odliczał minuty żeby zdążyć zająć swoje miejsce na czas. Po przejściu pierwszej kontroli biletów (i odebraniu nam butelki wody, która może posłużyć za śmiercionośną broń) już w środku była możliwość zakupienia piwka z której niechybnie skorzystałem. Szybka toaleta i idziemy do naszej strefy golden circle czyli pod samą scenę. Po przejściu ostatniej kontroli i wejściu na płytę odetchnąłem z ulgą kiedy okazało się, że nie ma jeszcze dużego ścisku i można spokojnie stanąć gdzie się komu podoba. Scena zasłonięta kurtyną więc skorzystałem z wolnego czasu i porozglądałem się po obiekcie. Miejsca siedzące na trybunach zajęte były może w 50%, ale też się nie dziwę bo stamtąd odbiór koncertu byłby trochę słaby. Płyta zajęta prawie w całości ale bez większego ścisku. Im bliżej godziny 20 tym więcej słychać oklasków zachęcających do wyjścia na scenę a także zrobiło się nieco ciaśniej w naszej strefie golden. Wreszcie są! Wyszli dokładnie o 20 21 a więc całkiem planowo jak na grupę tego formatu.
Zanim o samym występie kilka niezbędnych informacji. Toto trasę XIV objeżdża w składzie: Steve Lukather – gitara i wokal, David Paich – klawisze i wokal, Steve Porcaro – klawisze, Joseph Williams – wokal, David Hungate – gitara basowa, Lenny Castro – instrumenty perkusyjne, Jenny Douglas Foote - wokal wspomagający. Perkusistę podstawowego Keitha Carlocka zastąpił inny muzyk, którego nazwiska nie usłyszałem i przyznam się szczerze, że nie wiem kto to był.

Zespół w świetnej formie, całość brzmienia ustawiona rewelacyjnie, bardzo selektywnie a przede wszystkim nie za głośno (staliśmy pod samymi kolumnami a słyszałem muzykę a nie hałas). Po raz kolejny Toto udowadnia fanom, że jest zespołem na poziomie światowym. W pełni wyluzowany Steve Lukather duszą towarzystwa na scenie, gra wspaniale i bawi publiczność swoimi komentarzami w przerwach między utworami. Joseph Williams w dobrej formie wokalnej także spełnił moje oczekiwania. Atmosfera na hali była bardzo fajna, ludzie może jakoś specjalnie nie skakali a bardziej słuchali muzyki – my wszakże bawiliśmy się wyśmienicie. Steve sam bardzo chwalił polską publiczność podkreślając, że grają tu tylko dzięki nam. Jedyne co mnie dziwi to całe morze podniesionych rąk nagrywających występ telefonami - ja nie chciałbym służyć za stojak do nagrywania przez dwie godziny zamiast wczuwać się w klimat muzyki. Sam zrobiłem jedynie dwie fotografie pamiątkowe niezbyt dobrej jakości, które zamieściłem. Co mi pozostało? Jedynie podziękować żonie, że sprawiła mi na urodziny tak wspaniały prezent kupując dla nas bilety. W dniu dzisiejszym kolejny koncert Toto w Polsce tym razem na warszawskim ,,Torwarze”- na pewno też będzie gorąco…
Warto wspomnieć, że solówka w czasie Without Your Love to było Little Wing Hendrixa. Miałem podobne odczucia choć Hala Orbita to dla mnie jedno z najgorszych miejsc koncertowych. To był cud, że Toto w miarę dobrze tam zabrzmiało. No i te przeszklone ściany - pewnie dlatego występ się opóźnił, aby było ciemniej...
OdpowiedzUsuńA gdzie stałeś? Jestem ciekaw jakie było brzmienie dalej z tyłu na płycie, i na tych trybunach. Wydaje mi się, że tam odbiór był kiepski. Zapraszam do zaglądania na mojego bloga!
OdpowiedzUsuńA witam ponownie,
OdpowiedzUsuńStałem w Golden Circle z lewej strony sceny. Z tyłu odbiór mógł być kiepski ze względów wizualnych. Nie chciałbym też być na bocznych trybunach ze względu na wspomniane światło dnia. Jak słychać dobrze z przodu to i z tyłu zazwyczaj nie najgorzej. Odwrotna sytuacja panuje na Torwarze - tam najlepszy dźwięk jest z tyłu na trybunach. Byłem zły, że TOTO gra w Orbicie ale stał się cud. Na Torwarze z tego co przeczytałem gdzieś od jednego fana, było jak zawsze - z tyłu słyszeli wszystko.
Ja również byłem tyle że w Warszawie. Toto to świetna kapela, od zawsze miałem do nich słabość. Żałowałem tylko że nie zagrali Goodbye Elenore, ale cóż nie mozna mieć wszystkiego.
OdpowiedzUsuńI jak oceniasz warszawski występ? Jaki odsłuch w miejscu w którym stałeś?
OdpowiedzUsuńSzkoda że tego pytania nie zadałeś u mnie na blogu pod recenzja koncertu ;-)
UsuńMiałem wejściówkę na tzw. Golden Circle, ale z tego nie skorzystałem. Stanąłem sobie na wysokości konsolety i tam było elegancko. gdybym chciał to oczywiście do czegoś bym się przyczepił, tylko po co.
Co do samego występu zapraszam na mojego bloga, tak wszystko napisałem...
http://szymonmuzyk.blogspot.com/2015/06/toto-warszawa-24062015-torwar.html
Dlaczego nie skorzystałeś z Goldena? Ja byłem w Golden i to naprawdę miodne miejsca:p Dodałem Twój blog do zaprzyjaźnionych, licze na wzajemność:p
UsuńCzy ktoś wie jak się nazywał perkusista który grał w Warszawie w hali Torwar bo nazwiska nie dosłyszałem?
OdpowiedzUsuńWłaśnie też nie wiem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZ tego co pamiętam to był to Shannon Forrest
Usuń