środa, 17 czerwca 2015

Gong - Flying Teapot



Gong to jeden z najważniejszych zespołów reprezentujących tak zwane brzmienie Canterbury. Obok Soft Machine i Caravan jest jedną z najbardziej wpływowych grup należących do pierwszej linii rozwoju sceny canterburyjskiej, jednak nie ze względu na samo pochodzenie muzyków. Gong powstał bowiem w Paryżu w 1968 roku z inicjatywy Daevida Allena. Debiutował dwa lata później wydaniem albumu Magick Brother, jednak jego pierwszym znaczącym dziełem było Camembert Electrique z 1971 roku.

Gong zaliczany jest najczęściej do art rocka/rocka progresywnego choć taka kategoryzacja nie jest do końca właściwa. Zespoły tego rodzaju wymykają się niestety prostym klasyfikacjom. Prezentowana przez Gong muzyka to mieszanka elementów jazz rockowych, oraz space rockowych - głównie za sprawą szerokiego zastosowania kosmicznych efektów z syntezatora. Do całości dodano szczyptę psychodelii, awangardowych eksperymentów a nawet śladowe ilości orientalizmów. Elementy ,,space" o których była mowa są charakterystyczne dla Gongu i odróżniają go od pozostałych zespołów sceny canterburyjskiej w rodzaju Soft Machine.

Wydany w 1973 roku Flying Teapot(dobrze czytacie, album w wolnym tłumaczeniu nazywa się latający czajniczek do herbaty) jest pierwszym z albumów wchodzących w skład trylogii Gongu, zwanej Trylogią Radio Gnome Invisible. Mianem tym określa się trzy następujące kolejno po sobie, najważniejsze w dorobku grupy albumy. Oprócz omawianego są to Angel's Egg(1973) i You(1974). Przez Gong przewinęło się masę dobrych muzyków, więc parę słów na temat tych obecnych na Flying Teapot: lider to niestety niedawno zmarły Daevid Allen(gitara i wokale), Steve Hillage(gitara), Laurie Allan(perkusja), Francis Moze(gitara basowa), Tim Blake(syntezatory), Didier Malherbe(flet, saksofon) w niektórych utworach słyszymy także nieco ekscentryczny głos pani Gilli Smyth.

Płytę rozpoczyna przystawka w postaci Radio Gnome Invisible w trakcie którego nie wiadomo jeszcze do końca czego się spodziewać po zespole. Prawdziwy Gong słyszymy dopiero w utworze kolejnym - tytułowym(Flying Teapot) Rozpoczyna się powoli kosmicznym wstępem syntezatorowym by przejść do bardziej rytmicznego grania opartego na fajnym groove gitary basowej. Ponad całością wirują dźwięki fletu, saksofonu i wokalu tworząc niesamowity efekt. Przy krótkim The Pot Head Pixies odpoczniemy od klimatu space, z kolei The Octave Doctors and The Crystal Machine to kompozycja w całości odegrana na samym tylko syntezatorze. Dwa ostatnie utwory to kwintesencja brzmienia Gongu w tym okresie. Jak je opisać? Jazz rockowy czad połączony z syntezatorowym kosmosem i chwilami nieco transowym rytmem jak choćby w drugiej części Zero The Hero And The Witch's Spell. Do tego dochodzą fajne melodie, szczególnie na ostatnim Witch's Song, I Am Your Pussy, podszytego także erotyką w warstwie tekstowej.     

Zdaję sobie sprawę, że Flying Teapot nie jest albumem szczególnie łatwym do przyswojenia, zresztą jak i cała trylogia Gongu. Mniej osłuchanych w jazz rocku może odrzucić i pozostawić z wrażeniem chaosu, niemniej polecam zapoznanie się bo naprawdę warto. Ja uważam ten album za najlepszy z rzeczonej trylogii chociaż w tej kwestii zdania są często podzielone, przeważnie jednak za największe dzieło podaje się You. Posłuchajcie i oceńcie sami. W następnych artykułach napiszę na temat pozostałych dwóch albumów trylogii.     

Ocena 9/10. 





3 komentarze:

  1. Niesamowity album, tak samo jak reszta Trylogii. Nazywanie Gonga "prog rockiem" jest raczej niesłuszne, powiedziałbym że to jazz rock w kosmicznej aranżacji. Wiem, że ciężko określić, który zespół jest progresywny, a który nie. Jednak takie zespoły jak Gong, Soft Machine i zespół Franka Zappy są raczej duchowo bliżej jazz-rocka i psychedelicznego rocka. To oczywiście nie zmienia tego, że Gong i SM są zaliczane powszechnie do prog rocka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Praktycznie to samo napisałem w 2 akapicie, że ta kategoryzacja nie jest właściwa...:]

    OdpowiedzUsuń