czwartek, 4 grudnia 2014

The Rolling Stones - Live At The Max

Niedawno recenzowałem album Still Life, tym razem wziąłem się za wydawnictwo zawierające materiał z kolejnej dekady. Stones Live At The Max to zapis prezentujący utwory z wybranych koncertów w ramach Urban Jungle/Steel Wheels Tour – pierwszej z naprawdę wielkich mega tras zespołu, przewidzianej na ponad 110 imprez w ciągu całego roku 1990. W zasadzie jest to połączenie fragmentów różnych występów z tego okresu (głównie z Londynu, Berlina i Turynu) w jeden film, wyreżyserowany przez Juliena Temple, prezentowany w kinach w technologi I Max.

Live at the Max dostępne jest w wersjach DVD i Blue Ray, wydanych w 2009 roku z okazji dwudziestolecia zarejestrowania. Od strony technicznej zostało zrealizowane bardzo rzetelnie. Obraz to brzytwa, jak na materiał z początku lat 90. Zremasterowany dźwięk jest czysty i selektywny, nawet jak na dzisiejsze standardy jakości ciężko się do czegoś przyczepić.

Zespół po wielu kłótniach z drugiej połowy lat 80 odzyskał swoją dawną energię i jakby ponownie złapał wiatr w żagle. Faktycznie aż czuć świeży powiew na scenie. Muzycznie byli w dobrej formie. Roztańczony i elektryzujący jak zwykle Mick Jagger. Gitarowy duet Keitha Richardsa i Rona Wooda(których feelingu nie da się podrobić), świetnie wykorzystuje przestrzeń w utworach. Wciąż zgrana sekcja rytmiczna w osobach Charliego Wattsa i Billa Wymana(Bill już w kolejnym roku po zakończeniu trasy miał opuścić zespół na zawsze) podkłada czujnie dla reszty. Po dziesięciu latach na pokład Stonesów powrócił saksofonista Bobby Keys. Zespołowi towarzyszyły też żeńskie wokale wspomagające w osobach Sophii Jones i Lorelei McBroom.

Kilka słów o programie koncertowym na prezentowanym wydawnictwie. Pojawiają się dwa kawałki promujące najnowszą wtedy płytę Steel Wheels i okazuje się, że w wersjach live brzmią całkiem przyzwoicie. Są to fajne wykonania Sad Sad Sad i chyba najciekawszego utworu z tego albumu - Rock and a Hard Place( z fajną partią gitarową Rona Wooda). Nie zabrakło starszej a także młodszej klasyki zespołu. Rozpoczynające show Start Me Up, grane później Tumbling Dice, Happy, It’s only Rock and Roll, czy Brown Sugar to pełne eksplodującej energii momenty. Pomiędzy nimi wplecione fantastyczne wykonania ballady Ruby Tuesday, klimatycznego Honky Tonk Woman, czy psychodelicznego Sympathy for the Devil  dowodzą, że zespół nie zszedł jeszcze ze sceny muzycznej, a kilkunastoletnia przerwa w koncertowaniu tylko odświeżyła jego brzmienie, które podczas Urban Jungle wykrystalizowało się na nowo (oczywiście na końcu setlisty nie mogło zabraknąć nieśmiertelnego Satisfaction)

Ale skoro mowa o brzmieniu – nie jest ono już takie surowe, jak choćby na Still Life. Utwory zagrane są w tempach znanych z albumów studyjnych, bez przesadnego przyspieszania, co wydaje mi się wychodzi na plus. Wiele piosenek zostało wzbogaconych o partie saksofonu, które teraz są dobrze nagrane i brzmią ciepło z właściwą dla tego instrumentu głębią (na Still Life saksofon Erniego Wattsa był jedynie marnym dodatkiem).

Podczas trasy Urban Jungle/Steel Wheels Stonesi zadbali o ciekawą i jak na tamte czasy bardzo bogatą scenografię. Ruchoma scena, liczne dmuchane elementy ogromnej wielkości, efekty świetlne to tylko niektóre z ważniejszych jej elementów. Zwolennikiem tworzenia tego rodzaju show był przede wszystkim lider grupy Mick Jagger chcący koniecznie przyćmić poprzednie trasy. Drugi filar zespołu Keith Richards zachowywał raczej chłodną rezerwę w tym temacie i wypowiadał się sceptycznie: ,,Mick zawsze uważał, że potrzeba mu coraz więcej rekwizytów i efektów. Coraz więcej gadżetów. Myślę, że najlepiej jest ograniczyć rekwizyty do minimum"1. I niech muzyka mówi sama za siebie prawda?

Podsumowując Stones Live At The Max jest najlepszym wydawnictwem koncertowym z trasy Urban Jungle/Steel Wheels a jednocześnie jedynym wydanym na DVD. Ma tylko jednego konkurenta w postaci albumu Flashpoint z tego samego okresu będącego jednak samym zapisem audio, wygrywa wiec rywalizację z nim bez problemu. Polecam każdemu kto chce posłuchać The Rolling Stones na żywo. Pozycja absolutnie obowiązkowa dla fanów i kolekcjonerów. Dodatkowym plusem jest bardzo przystępna cena. Ostateczna ocena 9/10. M.P.          

 1. Keith Richards, Życie, Poznań 2012, s.486. 
 










              

0 komentarze:

Prześlij komentarz