środa, 6 marca 2013

The Rolling Stones GRRR


W ubiegłym roku Rolling Stonesi obchodzili 50 lecie swojego istnienia. Zespół pod tą właśnie nazwą swój pierwszy występ zagrał w 1962 roku. Sam Keith Richards twierdzi jednak, że dla niego prawdziwa historia Stonesów zaczęła się dopiero rok później. Na początku 1963 roku członkiem grupy został bowiem perkusista Charlie Watts. Oficjalnie 50 lecie już jednak za nami a zespół nie wydał z tej okazji żadnego nowego albumu. Na pocieszenie fani dostali tylko kolejne wydawnictwo kompilacyjne z gatunku The Best Of o nazwie The Rolling Stones Grrr

Album Grrr został wydany w różnych wersjach. Na podstawową składają się dwie płyty CD, z kolei rozszerzona zawiera trzy krążki. Żadna z nich nie prezentuje niestety nowych, nie znanych wcześniej utworów. Krótko mówiąc Grrr to zwyczajne zestawienie najbardziej znanych utworów z okresu całej kariery Stonesów. Widać wyraźny nacisk na lata 60 i 70 czyli okres świetności zespołu. Z jednej strony dobrze, z drugiej brak trochę prezentacji nowszego brzmienia zespołu. Nasuwa się pytanie czy sprzedaż ciągle jednych i tych samych, starych nagrań w nowym opakowaniu jest fair wobec fanów? Z pewnością nie. 

Jeżeli chodzi o oprawę graficzną Grrr jak na wydawnictwo jubileuszowe, prezentuje się wprost żałośnie. Wkładka zawiera jedno zdjęcie zespołu, oraz wypisane tytuły utworów wraz z czasem ich trwania i przypisanym autorstwem. Nie sposób nazwać tego bookletem kolekcjonerskim.      

Nie zachęcam do kupna Grrr chyba, że ktoś w ogóle nie zna twórczości zespołu, lub nie posiada żadnej wcześniej wydanej składanki. Panowie na 50 lecie istnienia grupy oczekiwania były o wiele większe, nie postaraliście się! Z ciężkim sercem ocenię 4/10.






1 komentarz:

  1. Stonesi zostali mentalnie w sukcesach lat 60-tych i 70-tych odrywając obecnie kupony od tamtych sukcesów. Zespół muzycznie nie prezentuje już nic ponad to, co pokazali u szczytu popularności. Słuchając "nowych" utworów Stonesów mam wrażenie, że staczają się w muzyczną otchłań, nieuchronnie zmierzając ku przeciętności. Mick Jagger zdaje się nie dostrzegać, że czas już ze sceny zejść...

    OdpowiedzUsuń