piątek, 23 października 2015

Birth Control - Hoodoo Man


Dzisiaj wziąłem na tapetę twórczość Birth Control - jest to kolejny zespół z kręgu krautrockowego tym razem dla odmiany nie mający wiele wspólnego z jazz rockiem. Grupa została założona w 1968 roku w niemieckiej Kolonii i zanim wypracowała własny styl znajdowała się pod mocnym wpływem zespołów pokroju The Doors. W 1970 roku miał miejsce jej studyjny debiut płytą o nazwie Birth Control(zawiera nawet cover Doorsów Light My Fire) jednak większy rozgłos przyniosło jej dopiero kolejne wydawnictwo Operation(1971). Trzeci z kolei album to omawiane właśnie Hoodoo Man(1972), które może być spokojnie uznane za szczytowe osiągnięcie panów z Kolonii.

Hoodoo Man zostało nagrane w składzie: Bernd Noske - perkusja, Wolfgang Neuser - instrumenty klawiszowe, Bruno Frenzel - gitara, wokal, Bernd Koschmidder - gitara basowa. Krótki epizod na dudach w utworze kończącym setlistę został zagrany przez George'a Mac Knickericka. 

Hoodoo Man to album prawie czysto hard rockowy. Brzmienie jakie członkowie Birth Control na nim wypracowali przywodzi na myśl nagrania Uriah Heep z okresu płyty Demons & Wizards, z domieszką Deep Purple i własnych patentów wokalnych. Już od pierwszego Buy! dostajemy więc mocne rockowe granie z partiami instrumentów klawiszowych na pierwszym planie, które może się podobać sympatykom wspomnianych legendarnych brytyjskich grup. Dokładnie taka sama sytuacja powtarza się w pulsującym Get Down to Your Fate, oraz w nieco już bardziej gitarowym Gamma Ray. Jako, że przeważająca cześć materiału utrzymana jest w opisanej stylistyce okazuje się, że Niemcy też potrafili grać stosunkowo przystępnie dla amatorów mocniejszego brzmienia. W tytułowym Hoodoo Man dostajemy jednak miłą niespodziankę w postaci parti solowej wykonanej na organach kościelnych, całość tworzy fajny klimat i pamiętam, że ta część płyty najbardziej mi się podobała. Finałowy Kaulstoss to wesoły utwór folk rockowy ze wspomnianą już partią zagraną na dudach - zabawny dodatek kończący naszą przygodę muzyczną.                 

Birth Control polecam szczególnie fanom brytyjskich grup hard rockowych. Album w sumie jest całkiem ciekawy, chociaż nie ma na nim wielkich popisów instrumentalnych. Jak na krautrock jest to dość proste granie i oczekujący muzyki na miarę Kraanu, Embryo czy Amon Duula II z pewnością poczują spory niedosyt. Z drugiej strony wydaje mi się, że członkowie Birth Control celowali raczej w inną grupę docelową i nie chcieli wcale grać progresywnie. Myślę, że to całkiem strawne niemieckie rockowanie zasługuje na niezłą ocenę.

6/10







środa, 14 października 2015

Missing Link - Nevergreen!


Missing Link to kolejny zespół z kręgu jazzujących krautrocków. Chciałbym rzucić na niego trochę więcej światła choćby ze względu na to, że jest zdecydowanie mniej znany od tuzów gatunku w rodzaju Kraanu, Embryo czy Guru Guru. To raczej jazz – krautrockowa druga liga jeśli można się tak wyrazić co nie oznacza, że nie warto tego poznać – oczywiście warto bo to całkiem przyjemne granie.   

Missing Link został założony w Monachium i dorobił się tylko jednego jedynego albumu studyjnego, właśnie Nevergreen! nagranego w składzie: Gunther Latuschik – saksfony, Gabriel Mueller – wokal, Markus Sing – gitara, Dieter Miekautsch znany później z występów w Embryo – instrumenty klawiszowe, Holger Brandt – perkusja, Dave Schratzenstaller – gitara basowa.

Wydana w 1972 roku Nevergreen! okazuje się być płytą bardzo ciekawą z kilku powodów. Przede wszystkim jest to album mocno zróżnicowany stylistycznie, niemal wymykający się podstawowym klasyfikacjom gatunkowym. Pierwszy, mocno gitarowy Spoiled Love zaskakuje swoją melodyką i łatwością odbioru, natomiast kolejny Song For Ann to solowa kompozycja klawiszowa. Jednym z ciekawszych momentów albumu jest mój ulubiony, mocno progresywny Time Will Change ze świetną sekcją rytmiczną w ciekawym metrum 3/4 i bardzo mięsistą gitarką, oraz całkiem miłym dla ucha wokalem pana Muellera. W Sorcery zespół podkręca nieco tempo i ponownie na pierwszy plan wysuwa się sekcja rytmiczna a szczególnie mocny bass, ponad którym fruwają jazz rockowe solówki Markusa Singa i Dietera Miekautscha - cudo. W kolejnych Filled Up i Kids Hunting słychać sporo saksofonu często wspomagającego melodie. Ciekawy jest szczególnie ten ostatni utwór, utrzymany w karkołomnym tempie. Do jednej z wersji albumu został dodany 3 minutowy Friday on My Mind ze stosunkowo prostym riffem gitarowym dzięki któremu jest najbardziej zbliżony do stylistyki hard rockowej. 

Wokalista Missing Link wykonuje wokalizy poszczególnych utworów w języku angielskim co jest kolejną ciekawostką ze względu na to iż nie jest to częste w krautrocku. Więc jeśli ktoś nie mógł się przekonać do gatunku ze względu na niemieckojęzyczność to szczerze zachęcam posłuchać Nevergreen! Z drugiej strony jeśli jest się już nieco bardziej osłuchanym w muzyce krautrockowej i zna się ważniejsze płyty choćby Canu, Amon Duul II ale zwłaszcza Embryo i Kraanu można poczuć lekki niedosyt. Mimo to uważam, że album Nevergreen! dobrze rokował na przyszłość i szkoda, że grupie nie udało się zebrać do studia ponownie, bo mogłoby powstać prawdziwe arcydzieło.

6/10